
Słyszymy w Ewangelii, że Jezus nie jest królem z tego świata.
Jest Królem najmniejszych.
Nie kara za krytykę, daje wolną wolę, mało tego - dając siebie w ofierze za lud. Nie ma takiego króla, oprócz Niego.
Jego Królestwa doświadczam najbardziej, kiedy - jak dziś - służę do Mszy świętej w warckim szpitalu psychiatrycznym. Widzę tyle poranionych na różne sposoby osób, które przychodzą do kaplicy, aby napełnić się Jego Ciałem i wołać z głębi siebie: Przyjdź Królestwo Twoje!
Może nic takiego nie robię, może to zwyczajne służenie (ale do czego? Do uczty Królewskiej, jaką jest Eucharystia! mmm...), przejście z o. Honoratem przez oddział dziecięco-młodzieżowy. Owszem, w ten sposób przygotowuję się do posługi ludziom, wiernym, ale wiem jedno... jestem częścią Królestwa, zawsze, ale szczególnie z nimi.
Przypomina mi się dzisiejsza homilia w szpitalu. Ojciec wspomniał, że innym królom pada się do nóg, nawet w rozmowie z nimi w pewnych kulturach.
Przypomniał mi się obrazek prymicyjny Michała, na którym Chrystus umywa nogi Piotrowi... nie ma takiego Króla... jest tylko Jezus.