wtorek, 25 grudnia 2018

Mały Pan


Kraków. Czas II wojny światowej. Bodaj wigilia Bożego Narodzenia. Grupa Polaków wsiada do polskiej części tramwaju z duszą na ramieniu, bowiem już zbliżała się godzina policyjna. Ktoś zaczął śpiewać kolędę "Cicha noc". Dołączyli się stopniowo pozostali do śpiewu. W niemieckiej części tramwaju nastąpiło poruszenie na dźwięk znajomej melodii... po chwili niemieccy żołnierze dołączyli się do śpiewu w swoim języku. Zaśpiewali tę kolędę dwukrotnie. 
Kiedy już trzeba było wysiąść, Polacy z Niemcami bez słów wymienili radosne spojrzenia. Niektórzy z żołnierzy niemieckich zaoferowali Polakom odprowadzenie pod dom, bo już za chwilę godzina policyjna. 

To piękne wydarzenie pokazuje, że Jezus a także my, Jego uczniowie, jesteśmy ponad podziałami. Wystarczy otworzyć Jemu drzwi serca, ust i umysłu. 
Jezu, króluj w moim sercu - szeptał pewien młody braciszek w tę szczególną noc Narodzenia Pańskiego. 

I wznoszą się w niebo dźwięki kolęd... Bogu dzięki za nabity kościół śpiewających wiernych. 

Dostałem w tym czasie wiele życzeń. Najbardziej zapadły w pamięć te, w których mowa była o wewnętrznym szczęściu z powołania, o milionach łask od Maleńkiego Jezusa, Króla Wszechświata, te o "powerze" od Nowonarodzonego Jezusa... A także te od pewnego ojca sprzed kilku dni, jeszcze przed wyjazdem do domu: abyś rodził Jezusa przez Niepokalaną swoim życiem.

Drodzy Czytelnicy! Tego Wam życzę. Niech Mały Jezus Król wszystkiego, gości w stajence waszego życia. Niech wam błogosławi i ukazuje swoje oblicze. 

Pax et Bonum! Błogosławionych Świąt! 


środa, 12 grudnia 2018

Poczekaj, bądź... Adwentowe Przemyśl(enia)



Znalezione obrazy dla zapytania wystawienie najświętszego sakramentu

Okres Adwentu jest moim szczególnie ulubionym czasem, kiedy oczekujemy Dzieciątka Jezus - Zbawiciela Świata. To jest też czas, kiedy mierzę się sam z sobą na ile gotów jestem zmienić się na lepsze i przygotować Mu miejsce mego serca.

Już prawie półmetek, coraz bliżej. Na początku zaczęło się groźnie - czytaliśmy w Ewangelii I Niedzieli Adwentu jakie znaki będą towarzyszyć temu drugiemu przyjściu. Fajnie... tak na początek! (Łk 21,25-28.34-36) Ale zobaczmy drugą stronę. Co robisz, żeby wyczekiwać tego dnia w radości i tęsknocie... za czym tęsknię? Czy podobnie czekam na Zbawiciela w chwale jak tęsknię do rodzinnych stron, czy bardziej...? W II Niedzielę Adwentu słyszymy apel Jana Chrzciciela: Przygotujcie drogi Panu!... Łk 3,1-6  prostujcie ścieżki dla Niego! Po czym ma przyjść Zbawiciel pod dach mojego serca? Dobre pytanie. Ludzie ujrzą Boże zbawienie, tylko niech przygotują drogę, zdaje się mówić nam Ewangelia. 





Dziś słyszę: Przyjdź jeśli masz trudności, Ja stanę się Twoim wytchnieniem (za:Mt 11, 28-30) 
Od niedawna zacząłem coraz bardziej cenię sobie adorację Najświętszego Sakramentu. Zwłaszcza jeśli jeden z ojców jest sam na sam z Panem Jezusem, w wyciemnionej kaplicy. Wczoraj specjalnie przyszedł Pan do mnie. Ja do Niego, bo mogłem wcześniej iść spać. Chcę często posiedzieć sobie z Nim, porozmawiać o wszystkim, powierzyć Mu tych których znam i spotykam. Bo po prostu jest nam dobrze, daję Mu czas, żeby z Nim pobyć po prostu bez słów.
Z adoracji czerpię siłę do życia wspólnotowego. 
Jestem Mu wdzięczny za wszystko. 
I oby tak dalej, albo lepiej ... 

Pokój i Dobro! 

niedziela, 25 listopada 2018

Król jakich nie ma


   

                              Podobny obraz

Może jeszcze zbyt mało króluje we mnie, jednak myślę, że jeśli będę żył blisko Niego i w Nim to się dokona. Dziś kończymy rok liturgiczny - uroczystość Chrystusa Króla Wszechświata.
Słyszymy w Ewangelii, że Jezus nie jest królem z tego świata. 

Jest Królem najmniejszych. 
Nie kara za krytykę, daje wolną wolę, mało tego - dając siebie w ofierze za lud. Nie ma takiego króla, oprócz Niego. 
Jego Królestwa doświadczam najbardziej, kiedy - jak dziś - służę do Mszy świętej w warckim szpitalu psychiatrycznym. Widzę tyle poranionych na różne sposoby osób, które przychodzą do kaplicy, aby napełnić się Jego Ciałem i wołać z głębi siebie: Przyjdź Królestwo Twoje! 
Może nic takiego nie robię, może to zwyczajne służenie (ale do czego? Do uczty Królewskiej, jaką jest Eucharystia! mmm...), przejście z o. Honoratem przez oddział dziecięco-młodzieżowy. Owszem, w ten sposób przygotowuję się do posługi ludziom, wiernym, ale wiem jedno... jestem częścią Królestwa, zawsze, ale szczególnie z nimi.
Przypomina mi się dzisiejsza homilia w szpitalu. Ojciec wspomniał, że innym królom pada się do nóg, nawet w rozmowie z nimi w pewnych kulturach.
Przypomniał mi się obrazek prymicyjny Michała, na którym Chrystus umywa nogi Piotrowi... nie ma takiego Króla... jest tylko Jezus.

                                                           

sobota, 3 listopada 2018

Jesienne myśli


   W pociągu nadszedł moment, że nie zostało nic innego jak tylko wrócić do bloga, napisać coś nowego. Nie wiem czemu, ale na tytułowe zdjęcie wybieram właśnie to. Trochę lat ma, znalezione u znajomego zakonnika na portalu społecznościowym.
Bardzo mi się spodobało.
   Jesień, robi się chłodniej, a jednak przełamują ten chłód dni cieplejsze. Będąc w rodzinnym Przemyślu odwiedziłem znajomych w ulubionej kawiarni,  przyjaciół, grób kolegi z lat gimnazjalnych, groby bliskich... towarzyszy mi myśl, czy spotkamy się wszyscy w pełnym składzie w królestwie Ojca, w krainie życia i wiecznej radości... robię co mogę. Żyję na miarę tej nagrody, przynajmniej podejmując starania. Wierzę, że nasze modlitwy im pomagają... szczególnie w tych dniach.


Na drogę dostałem od Beaty i Pawła czasopismo "CoffePRO" w którym Paweł opisał jak z układanki kawa-klocki powstało MIEJSCE - jedyna taka kawiarnia, gdzie poznałem ich oraz wiele innych osób, z którymi mam życzliwy kontakt. To też pole do ewangelizacji moim życiem, także na odległość. Od tego nie ma wolnych dni. 

Wniosek z ostatniego czasu i artykułu Pawła: nie bójcie się podążać za marzeniami, bądźcie prawdziwi i otwarci na nowości szanując dobre tradycje. Pozwolić Bogu działać w moim życiu. A to razem oznacza, że znajdujesz swoje miejsce...

Pax et Bonum!

sobota, 13 października 2018

W imię Pańskie zaczyna się życie...

... Braci Mniejszych.

Tak rozpoczyna się nasza reguła. Nasza, bo od 24 września jestem jednym z postulantów Zakonu Braci Mniejszych. Zaczyna się nowy rozdział życia, zaczyna się obieranie drogi ewangelicznej a odchodzenie od świata dotychczasowego zwłaszcza wirtualnego.

W wolnej chwili zbieram myśli prawie po trzech tygodniach postulatu. Pan rozpoczął mnie upraszczać; bo jak mówi Thomas Merton:

Bóg dotyka nas dotykiem będącym pustką i sprawia, że stajemy się puści.
Porusza nas prostotą, która nas upraszcza.
Wszelkie zróżnicowanie, wszelka złożoność, wszelki paradoks, wszelka mnogość znika.
Nasz umysł unosi się w atmosferze zrozumienia, w rzeczywistości, która jest ciemna i spokojna, i która zawiera w sobie wszystko.
Nie ma więcej pragnień. Nie ma więcej potrzeb.
Naszym jedynym smutkiem, jeśli smutek jest w ogóle możliwy, jest świadomość, że my sami żyjemy jeszcze poza Bogiem.

Thomas Merton
„Księga Godzin”



Wielką radością jest, że mogę rano moje pierwsze kroki skierować do naszej kaplicy, przytulnej i skromnej. Tu codziennie zaczynam i kończę dzień, tu przychodzę w środku dnia czy po południu.

Warto cały czas wsłuchiwać się w głos serca, w głos Boży w moim sercu.
Niech Pan błogosławi wam na każdy dzień!

Pax et Bonum!

czwartek, 20 września 2018

W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem... 2 Tm 4,7

                 Foto: Tomasz Samek

W niedzielę spełniło się moje marzenie - wystartowałem w Przemyskiej Piątce dla Hospicjum. To mój pierwszy bieg, zatem i obaw oraz zwątpień przedtem było trochę.
I od razu pierwsza rzecz, która mnie powaliła na łopatki oraz dodała motywacji...

Przede mną na starcie siedział na wózku inwalidzkim mężczyzna, któremu towarzyszył pies. I wtedy ktoś (Ktoś) zgasił mój egoizm, moje obawy... Jeśli on wystartował, to czemu ja jeszcze się obawiam?!



Foto: Tomasz Samek

I tak jest w życiu. Często zapominamy o takich osobach lub lekceważymy. One mogą nam dać solidną lekcję Ewangelii...
Gdy decydujemy się pójść za Jezusem często nie potrafimy oddać Mu naszego grzechu, naszych lęków, obaw, strachu... jednakże warto wybiec w dobrych zawodach i ukończyć bieg strzegąc wiary jak mówi święty Paweł. 
Jezu ,Ty się tym zajmij, jak modlił się ks. Dolindo, ostatnio nam znany przez książki etc. włoski kapłan


Jego życie w większości było trudnymi zawodami, raczej maratonem cierpień... mimo wszystko zachował postawę pokory oraz zawierzenia Jezusowi. Owocem tego były liczne łaski i cuda które się przez niego dokonywały. 

Zatem Siostro, Bracie, w każdej sytuacji zwłaszcza tej trudnej, w KAŻDEJ, wołaj z ufnością Jezu, Ty się tym zajmij! 

wtorek, 11 września 2018

Być ziarnem

To już ostatnie dni wakacji dla mnie. Cieszę się! Zaczyna się nowy etap mojego życia. W życiu wiadomo że człowiek chce być szczęśliwy. Na swój (Boży) sposób.
Niektórzy znajomi pytali czy na pewno... czy na prawdę.

Przeglądając fotografie z wyprawy z przyjacielem do Zagórza i słuchając muzyki usnułem taką oto refleksję:

Ty kładziesz dla mnie chleb, w którym się stajesz się pokarmem dla duszy. Ty dajesz czas na wzrost, Ty powołujesz. Moje serce się raduje Tobą. Jak mówi pieśń:

Im ja będę mniejszy, Ty będziesz większy
Taki mały będę kochał Ciebie!
Gdy ja będę niczym. Ty będziesz wszystkim
Chcę miłością stać się w Twoim sercu!
Odpocznij we mnie Umiłowany mój
Moja miłości, moje wszystko!
Odpocznij we mnie, mój Ukochany
Wejdę w zmartwychwstanie nie spostrzegłszy śmierci.


niedziela, 2 września 2018

Deus meus et omnia.




Bóg jest dyskretnym przyjacielem, dzieli radości, trudy i łzy, nie oczekując niczego w zamian. 

Milczenie Boga jest nieuchwytne i niedostępne. Ale człowiek, który się modli, wie, że Bóg słyszy go tak samo jak zrozumiał ostatnie słowa Chrystusa na Krzyżu.Ludzkość mówi, a Bóg odpowiada swoim milczeniem. 
kard. Robert Sarah, Moc milczenia

Tymi słowami mogę streścić wydarzenia ostatniego tygodnia, pomimo że teraz nawet nie wiem jak ułożyć tekst na bloga. Mam po prostu kilka myśli rzuconych na ten temat, ale spróbuję to poskładać w całość (oby nie dużo)

W sobotę (25.08) przyjechałem do Zakopanego, aby odbyć swoje rekolekcje i otrzymać odpowiedź co do dalszej drogi życia. Jestem wdzięczny Panu Bogu za ten czas, który spędziliśmy sam na sam oraz we wspólnocie. 

Na pierwszej konferencji dowiadujemy się, że świętość każdego z nas nie polega na nadzwyczajnych umiejętnościach (często sprzecznych z naturą) ale na osobistym, ścisłym zjednoczeniu z Chrystusem.
Ku temu mieliśmy okazję na adoracjach, rozmyślaniu czy prywatnej lekturze. Oczywiście wśród braci mieliśmy okazję sprawdzić drugi aspekt - poświęcenie się w codzienności - na ile każdy z nas może to zrobić. A często wystarczył drobny gest pomocy, pożyczenie kurtki, dobre słowo, podniesienie na duchu... Bo wiadomo, że świętość to nie ideały, świętość to ja i bliźni. 

Druga konferencja początkowo wydawała się trudna, bo próbowaliśmy odpowiedzieć na pytanie czym jest wiara i pomyśleć o niej w naszym osobistym życiu. Ta konferencja nam ukazała, że wiara nie może być okrojona w praktykę, bo traci ducha. 

Podsumowując temat konferencji przypominam sobie następną konferencję, gdzie sami szukaliśmy tematów (m.in. męczeństwo, nawracanie, miłość) i pod okiem ojca rekolekcjonisty odpowiadaliśmy na nie wspólnotowo. Ostatnia konferencja była o św. Franciszku. Jak wielką miłością pałał do Boga, jaką drogę nawrócenia przebył przedtem i jak zmienił Kościół (odbudowując najpierw trzy murowane) zaczynając od siebie. Jego dewizą i hasłem rozpoznawczym do dziś są słowa Deus meus et omnia  tzn. Bóg mój i wszystko, stąd taki tytuł.





Niezapomnianą przygodą była wtorkowa wyprawa w góry. Tak bardzo lubię (zwłaszcza z tak dobrym towarzystwem) przemierzać górskie, coraz wyższe szlaki. Jesteśmy bliżej nieba.



Bliżej nieba oprócz szczytów podnosiła nas codzienna Eucharystia w kaplicy (gdzie jeden z braci pierwszy raz uczestniczył w mszy świętej versus Deum i był zachwycony, o tym jeszcze napiszę w recenzji książki kard. Saraha) ale również adoracja Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie. To tu często bez słów i przez łzy wyrażaliśmy siebie, zachwycając się Jego widokiem pomimo osłony.

Bóg potrafi zaskakiwać w takich momentach. Dziś niech będą Mu dzięki teraz i do końca. Wszystko oczywiście pod czujnym okiem Maryi, Mamy oraz gospodarza klasztoru i parafii, św. Antoniego.
Nauczyłem się, że każdy człowiek spotkany przeze mnie tam jest wyjątkowy i ma swoją drogę do świętości. 

Cieszę się z naszych rozmów, które naprawdę były ambitne. Cieszę się z tego, ... no. On wie. Wystarczy





poniedziałek, 20 sierpnia 2018

Zostaw wszystko i chodź!...



Dziś słyszymy w Ewangelii słowa o bogatym młodzieńcu. Pyta on Jezusa co ma czynić aby osiągnąć życie wieczne. Jezus odpowiada, aby szedł drogą przykazań, oraz żeby sprzedał wszystko co miał i rozdał ubogim, a dopiero wtedy poszedł za Nim.

Młodzieniec odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości...

Dziś pytam sam siebie, czy nie mam i ja swoich posiadłości, z którymi nie chcę się rozstać, lub nie mogę bo jestem tak masakrycznie z nimi związany...

Dziś pytam Jezusa, czy już wszystko zostawiłem? Wszystko? ...

Marzeniem każdego biegacza i sportowca są coraz lepsze wyniki, przeżycie maratonu, a nawet igrzysk olimpijskich.
Co robi sportowiec, aby móc osiągnąć upragniony cel? Trenuje, zostawia to, co mu w trenowaniu przeszkadza, trzyma się diety.

Czy i ja dbam o trenowanie ducha? Czy pożywiam Chlebem Żywym dającym zbawienie? Czy raduję się z tej posiadłości, którą jest tabernaculum? Tam jest więcej niż we wszystkich bankach świata.

Zbliża się czas, kiedy młodzieńcy (i dziewczęta też), które słyszą głos powołania rozpoczynają nowy etap swojego życia. Pamiętajmy o nich w modlitwie. Pamiętajcie o mnie w swoich modlitwach, abym coraz lepiej pełnił wolę Bożą oraz jeszcze bardziej odkrywał Chrystusa!

Zostaw wszystko i chodź, bo tylko wtedy będziesz szczęśliwy.

Pokój i Dobro!


piątek, 17 sierpnia 2018

Wszystkie moje źródła są w Tobie...


Pod koniec dnia, kiedy już nie wiesz co zrobić pożytecznego - sięgnij po Jego Słowo. 
W Nim znajduję słowa Psalmu 61. To podsumowanie tego, co mi towarzyszyło w ciągu dnia.

Proszę Boga o skałę niedostępną, bo potrzeba (o czym często piszę) słuchania Boga i swojego wnętrza.
Nazywam Boga moją skałą, moją twierdzą warowną.
Bo na człowieku zdarzyło się polegać, zdarzyło się naiwnie zaufać i ... zostać bez odpowiedzi, pomimo że odległości się zminimalizowały.
Bóg zawsze jest schronieniem, zwłaszcza kiedy zdam sobie sprawę, że nie ma innego.


Kto spał w namiocie, albo przynajmniej w deszczu spędził trochę czasu pod jakimś daszkiem, strzechą wie, jak to jest. Bezpiecznie, błogo. W Bożym namiocie, pod Jego skrzydłami jest najlepiej. Nikt nam tego nie zastąpi.

Czytając, że Bóg przyjmuje moje śluby w oczach stanął mi obraz klęczącego młodzieńca w habicie, kiedy oddaje się Bogu całkowicie. Takie śluby to też odpowiedź, jaką składamy Bogu na Jego polecenie.

On da dziedzictwo tym, co lękają się Jego imienia.
On da dziedzictwo ludziom, którzy Go znają, przestają gonić za namiastką dziedzictwa, tym, którzy przestają naiwnie czekać na innych, tym, którzy całkiem Mu zawierzyli.

Pokój i Dobro!

Zapomniałem o radości

 

   Zawsze coś. Człowiek uczy się znosić samego siebie cały czas. Kiedy jest czas intensywnej pracy fizycznej, jest zdolny narzekać na brak siły i różne czynniki zewnętrzne. Kiedy ma więcej pracy intelektualnej często dłubie w swoim wnętrzu (fuj, nie chodzi o organy) i szuka w zakamarkach duszy pytań, właściwie to sadza przy stole anioła stróża i diabełka. I trwa dyskusja. Jednak ten dobry zabiera głos.
   Nie rozdłubuj się. Zdaj się na Wielkiego Boga, On cię woła, On ci pomoże i poprowadzi. Od tej chwili staram się wypraszać "czerwonego" gościa, z jego propozycjami i stertą bezsensownych pytań i dociekań.
   W tym wszystkim zapomniałem o radości, o uśmiechu do człowieka obok... I za to przepraszam.

Pokój i Dobro!

sobota, 28 lipca 2018

Mój Tato ma piękny dom!




   Często ubolewam nad dramatem zagubienia się człowieka w świecie. Jedni się przechwalają swoimi majątkami, inni grzechami... A ja Wam dziś powiem, że mój Tato ma piękny dom! Takiego nie ma nigdzie! Chodzi oczywiście o Jedynego Ojca. Dom? Niebo.
   Dziś zrobiłem to zdjęcie spontanicznie, przetwarzając je zobaczyłem głęboki symbol - kamienica, mieszkania oraz piękno nieba. Tam chcę trafić i zabrać Was, każdego! Nie jest to proste, ale możliwe!
   Dziś mój kolega odważył się na rozmowę ze mną o życiu po śmierci. Wyjaśniając mu pewne rzeczy na ten temat zatęskniłem za domem Taty. Tak bardzo chciałbym tam pójść i mieszkać po wszystkie dni (Ps 27). Tam mamy dostęp przez Krzyż Jezusa.
   Pisząc o Tacie przypomina mi się jak Franciszek staje na placu wobec całego Asyżu i zrzuca odzienie. Jego tato był wściekły, pogardził nim. Franciszek rozmiłowany w Bogu rzekł: odtąd mam Jednego Ojca w Niebie. To bardzo tożsame ze mną. Mówię tak samo. I cieszę się, że mam już namiastkę Domu Taty już tu, dziś.

Pax et Bonum! 
Pokój i Dobro! 

poniedziałek, 23 lipca 2018

Ciszej tam, proszę! Spokój!... paradoks milczenia



   Cieszy mnie fakt, że blog cieszy się powodzeniem w oczach znajomych i przyjaciół, w oczach ludzi wartości. Powtarzam, że nic sobie nie zawdzięczam. Biorę sobie na warsztat prośbę Przemka, jednego z kumpli, aby pisać częściej.
   Dziś temat ważny. Nie wziął się znikąd. Pewna koleżanka odpisała mi, że jej wakacje przebiegają spokojnie, bardzo spokojnie. Mało tego - sprawia jej to radość.
   Bo dziś potrzebujemy spokoju i ciszy. Jednak unikajmy paradoksu, bowiem prosząc o ciszę i spokój (jak często na co dzień) sami możemy w sobie wzbudzić zamęt. Dużo potrzeba opanowania, nawet jeśli krzyczę prosząc o ciszę i spokój.
   Taka bolesna prawda. Wszystko krzyczy. Włączysz Facebooka lub Instagrama, nie spodziewasz się co usłyszysz i zobaczysz. Także i w naszych świątyniach, ale i w playlistach, w słuchawkach - za mało spokojnej muzyki, za mało chorału gregoriańskiego, za dużo bębnów i szarpania strun.
   Szukaj ciszy w sobie, trwaj w milczeniu, bo to jest sztuką  - ot, co wynosi się z rekolekcji. I trwaj, w Bożej miłości - Ona jest źródłem wszelkiego milczenia i spokoju. Wpadasz w grzech, zaraz powstawaj.
Wczoraj pisząc post chodziły mi po głowie słowa: Trwajcie w miłości mojej. Dzisiaj są one częścią Ewangelii.
   Koniec mistrzostw, ale w świecie nie brak okazji do krzyku. Starajmy się urządzić każdy u siebie strefę ciszy. Na początku nigdy nie jest łatwo, a co łatwe, nie warte zachodu.

 Pokój Dobro! Pax et Bonum! 

Boży weekend. Trwaj.




 Wakacje. Trochę wcześniej zacząć weekend nie zaszkodzi. Ugościć kogoś wartościowego i zamienić kilka słów w dobrym humorze. Wyjechać, odpocząć, w różnych zakamarkach diecezji przeżywać Najświętszą Ofiarę w takim rycie, jaki pamiętają nasi przodkowie. 
  Panie, dziękuję Ci za te dni. Za odpoczynek przy Tobie, za Najświętszą Ofiarę twarzą twarz z Tobą, pełną ciszy i tajemnicy. Odkrywam Cię i odnajduję. Wiesz, Panie jak jeszcze nie dorastam do Ciebie, jak słaby jestem i ograniczony. Ale kiedy sobie uświadomię, że te ręce z krzyża przebite były dla mnie i ciągle czekają na mnie to myślę już inaczej. 
   Ty kochasz i wzywasz do życia tych, którzy Ci ufają, w przymierzu Swojej Krwi zanurzasz i mnie. Trwaj we mnie, a ja w Tobie... 

niedziela, 8 lipca 2018

W ciszy usłyszysz najwięcej...


Ostatni tydzień był dla mnie czasem wytchnienia, słuchania i podejmowania decyzji... nie zdradzę Wam wszystkiego i nie opowiem Wam wszystkiego. Dużo musi zostać w izdebce serca. Chciałbym zwrócić uwagę na rolę ciszy w naszym życiu. Czy nie zapominamy o niej, czy nie tracimy się w falach hałasu. 

Rekolekcje to czas wsłuchiwania się w Słowo Boże, w nauki rekolekcyjne, w głos współbrata rekolektanta, ale także w głos samego siebie, co jest chyba najbardziej wymagające. Dziękuję Panu Bogu, że zechciał mnie spotkać na jeziorze w pierwszy dzień (Mk 6, 45-51) a w następne dni w drodze do Emaus (Łk 24,13-35) i dającego przykazanie miłości. W adoracji, którą mieliśmy niemal codziennie, w ciszy kompletnej, mogliśmy powierzać sprawy naszego serca, prosić jeden za drugiego i o nowe, święte powołania kapłańskie i zakonne, szczególnie w I czwartek miesiąca. Wtedy to na uroczystej Eucharystii w Bazylice Kalwaryjskiej usłyszałem piękne kazanie - wyznanie kapłana. Kaznodzieja zapytał, czemu dziś tyle złych słów w ich stronę i dał odpowiedź - brak modlitwy innych, brak pielęgnacji miłości między Bogiem a kapłanem... wspominając dzień prymicji kapłan wyznał wobec ludu miłość Chrystusowi. Warto żyć dla takich chwil. 




Nie brakowało chwil wspólnej kawy rano czy wieczorem w atmosferze humoru z Ojcem Rekolekcjonistą. Bardzo ważne były wspólne modlitwy i posiłki z ojcami i pozostałą wspólnotą seminarium (nie całą, wszak wakacje ;) ) Nie zabrakło rozmów w dwójkę, wieczorem, przed bazyliką i na spacerach... to wszystko zaowocowało i zaowocuje po powrocie do naszych miejsc zamieszkania. 

Ciekawym doświadczeniem było spotkanie z br. Zacheuszem, zakrystianem bazyliki, który opowiedział nam historię tego miejsca, pokazał pomieszczenia klasztorne i piękne ornaty 


Oprócz wspólnych dróżek w czwartek, wcześniej miałem okazję aby pobiegać po pięknej, małopolskiej okolicy. Wyniki to ponad 4 km, na razie odbudowuję formę. 

Dziękuję Panu Bogu i Matce naszej za ten czas, za to miejsce, za wszystko. Moje podziękowania kieruję do każdej spotkanej osoby, do braci, ale także do znajomej z Przemyśla, Dominice, za krótkie i spontanicznie zupełnie spotkanie w Krakowie. Dziękuję Emanuelowi (Emkowi, będzie krócej :D ) i Adamowi za wspólnie przeżyty czas, rozmowy i wspólne trwanie w Nim, Który przenika serca i wzywa.

Pokój i Dobro! 
T






czwartek, 28 czerwca 2018

Bądź owocnym drzewem

Pogoda ostatnio deszczowa. W uszach muzyka przeróżna - Artur Andrus w Sokratesa 18 śpiewa o przeróżnych perypetiach, zmyślonych lub prawdziwych. Ewangelia z wczoraj przestrzega nas, abyśmy nie byli biernymi słuchaczami... Przede mną kilka książek. Poukładajmy to w logiczną całość


   Wczoraj we fragmencie Ewangelii według św. Mateusza słyszeliśmy słowa o drzewie dobrym i złym. Często się zastanawiam, czy moja wiara jest dobra... czy nie jestem bezowocną gałęzią, której już niedaleko do pieca, czy jeszcze drzewem zielonym, pełnym kolorowych owoców? To dobry temat pod rozważanie. Moja wiara nie może być martwa. To tak jak z rolą, trzeba urabiać, trzeba pilnować i systematycznie działać - wprowadzać słowo w czyn. 
   Sięgnąłem do Pisma Świętego z 1953 roku (niebieska okładka), przekład z wulgaty (łaciny). Wczorajszy fragment brzmi tak:

Strzeżcie się fałszywych proroków, którzy do was przychodzą w odzieniu owczym, a wewnątrz są wilki drapieżne. Po ich owocach poznacie ich. Czyż zbierają z ciernia winne jagody albo z ostu figi?
Tak wszelkie drzewo dobre owoce dobre rodzi, a złe drzewo owoce złe rodzi
Wszelkie drzewo, które nie rodzi owocu dobrego, będzie wycięte i w ogień wrzucone. 
Tak więc po ich owocach poznacie ich. 
Mt VII, 15-20



Dotknęło mnie tu słowo rodzi - mam rodzić dobry owoc ze spotkania z Bogiem. Spotkanie to powinno być głęboką przyjaźnią. Czytam ostatnio na dobranoc Rozmawiaj z Bogiem. Poradnik modlitwy dla młodych. Św. Alfons Liguori pisze w niej takie słowa:

Pomyśl, że żaden przyjaciel, brat, ojciec, żadna matka czy oblubienica nie kocha bardziej niż Bóg. Jego łaska jest wielkim skarbem, dzięki któremu my, nędzne stworzenia i słudzy, stajemy się drogimi przyjaciółmi samego Stwórcy (...) Bóg posunął się do tego, aby stać się dzieckiem, człowiekiem ubogim, a nawet pozwolił się publicznie skazać na śmierć krzyżową. Przychodzi do nas pod postacią chleba, aby nieustannie jednoczyć się z nami. ,,Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie a ja w nim" (J 6,56). Wszystko to znaczy, że On miłuje cię tak bardzo, jakby poza tobą nikogo już nie kochał
Dlatego też i ty nie powinieneś kochać nikogo innego poza Bogiem. Mój Bóg cały oddał mi siebie, wybrał mnie, abym Go kochał, i ja wybieram Go spośród wszystkiego jako moją jedyną miłość. 

Te słowa są dla mnie kluczem do wypełniania Ewangelii ostatnich dni. Są poradnikiem i przewodnikiem po relacji BÓG-JA. 
Dziś w Ewangelii słyszymy o budowaniu na skale i piasku. Każdy, kto wypełnia Ewangelię, zatem - przynosi owoc - buduje na Skale. Żadne wichry, fale i burze nie są w stanie tego domu zburzyć.
Jeszcze jedna lektura - Kapłan nie należy do siebie abpa Fultona Sheena pokazuje mi o co chodzi w podążaniu drogą Chrystusa. Mówi o rodzeniu się powołania, o rodzeniu siebie dla Chrystusa, ale także przestrzega przed bezowocnym bytowaniem, zwłaszcza jako słudzy Chrystusa. 
Zatem doglądajmy drzew naszego życia, naszej wiary. Ja właśnie rozpoczynam taki intensywniejszy czas pielęgnacji od przyszłego tygodnia, przygotowuję się już teraz. Każdy potrzebuje znaku stop w codzienności, żeby odpocząć i pewne sprawy lepiej zrozumieć.

Pax et Bonum!  



czwartek, 21 czerwca 2018

Kto was słucha, Mnie słucha, a kto wami gardzi, Mną gardzi



   Czwartek. Dzień, kiedy staram się zgłębić tajemnicę i sens kapłaństwa. Od dziś towarzyszy mi w tym książka Abpa Fultona Sheena, znanego człowieka z medialnych katechez i programów religijnych, jednego z najsłynniejszych kapłanów XX wieku pt Kapłan nie należy do siebie. Jest to wnikliwa analiza znaczenia kapłaństwa i dokładne spojrzenie poparte doświadczeniem życia kapłańskiego. Na wstępie autor zwraca uwagę na aspekt ofiarniczy kapłana, skłania do refleksji kapłanów, czy dają z siebie ofiarę Chrystusowi, czy tylko lekko żyją.

Misterium przeistoczenia ma miejsce, gdy wypowiadamy słowa konsekracji. Mają one jednak drugie znaczenie, ponieważ jesteśmy kapłanami-żertwami. Gdy mówię: "To jest Ciało Moje", muszę również myśleć: "To jest ciało moje"; gdy mówię: To jest Krew Moja", muszę również myśleć: "To jest krew moja". Konsekrujący kapłan musi modlić się w swojej duszy: "O, Jezu, nie jesteś sam we Mszy świętej. Na Krzyżu wisiałeś sam; w tej Mszy świętej ja jestem z Tobą"...

Kapłaństwo to ścisłe zjednoczenie z Panem. Ale zaraz, zaraz... ogólnie tu ostatnio dużo na temat kapłaństwa, jednak dlaczego dziś znowu? Może dlatego, że czwartek. W ten czwartek, właśnie ten. Dziś Internet obiega filmik jak starszy kapłan we Włoszech przy chrzcie, pewnie chcąc utulić dziecko w płaczu, przyklepuje go po policzku i stara się dziecko przekonać, żeby się nie bało. Daleki od osądzania odważę się zasugerować trzy spojrzenia. Może to z wieku, w wyniku demencji lub zaniku świadomości. Druga teza: ksiądz ten przeżywa jakieś wewnętrzne kryzysy, kłopoty lub trzecia zbyt odważna, jest po prostu wilkiem w owczej skórze (Mt 7,15). Nie wiem...

Jednakże rozpowszechnianie takiego zachowania u pojedynczej osoby uderza w całe grono kapłanów. Udostępnianie tego filmiku działa na szkodę innych kapłanów, zatem na szkodę samego Chrystusa. To przykre. Piszę to w odpowiedzialności za naszych duszpasterzy, bo jakich sobie wymodlimy, takich mamy. Przyznam szczerze, że w takich momentach moje serce bardzo krwawi, to mnie boli. To są moi bracia w wierze i kapłani, pomimo tego, że błądzą, zdarza im się bardzo naganne zachowanie. 

Jaki pasterz, takie owce; jaki kapłan, taki lud.
Przewodnictwo kapłana-żertwy rodzi święty Kościół.
Jacy księża w parafii, diecezji czy w kraju, tacy będą wierni.
Podobnie jak tłumy w Kafarnaum otrzymywały chleb z rąk uczniów,
tak i wierni otrzymują uświęcenie dane przez Chrystusa
poprzez nasze kapłańskie uświęcenie.

Abp Fulton J. Sheen


niedziela, 17 czerwca 2018

Tydzień kapłański, czyli o zamieszaniu serca i kiełkowaniu ziarenka


Ten wpis powstawał dwa tygodnie. Dorastał, formował się. Dziś słyszymy o zasianym ziarenku gorczycy, malutkim, bo około milimetrowym, które wyrasta na piękny krzew.
Tydzień temu przeżywaliśmy tajemnicę kapłaństwa; najpierw świętowaliśmy 25-lecie święceń kapłańskich o. Zbigniewa, następnie gościliśmy o. Piotra z Mszą św. prymicyjną. To piękne chwile. Dziękowałem obu za ich odpowiedź na Boże wezwanie "tak", oraz za ich posługę.
   Na Piotrka Mszy widziałem zachwyt i zainteresowanie ze strony różnych ludzi. Pod koniec Mszy świętej jubileuszowej o. Zbigniewa dziękował swoim bliskim, mamie. Widoczne były łzy. Czemu ludzie płaczą? Czemu sam czuję drżenie w tym momencie? Jan Paweł II nazwał to darem i tajemnicą...
Ojciec Gwardian przywołując wzgardzenie Jezusem w Jego ziemi porównał to niezrozumienie ludzi, kiedy ktoś decyduje się służyć jako kapłan...
   Na Mszy prymicyjnej u Piotra byłem ceremoniarzem. Towarzyszyłem mu także przy indywidualnym błogosławieństwie rozdając ludziom obrazki. Przy ostatniej ławce na wózku siedziała moja znajoma, pani Marysia na wózku, po ciężkiej chorobie. Kiedy jej dałem obrazek, zamieniliśmy parę słów, co u mnie... nie spodziewałem się tego co usłyszałem z jej ust: Teraz czekam na błogosławieństwo od ciebie, na twoją Mszę świętą. Niech ci Pan błogosławi. 
Po Eucharystii te słowa zaczęły za mną chodzić... i po jakimś czasie trafiły w serce. Boże... zbyt intymne...
... płakałem i cieszyłem się później z tych słów.

Doceńmy potrzebę kapłaństwa, doceńmy tych ludzi pomimo często diametralnych ludzi. Widać to we wspólnocie parafialnej przy większej ilości księży, ojców... każdy jest zupełnie inny. Potrzeba modlitwy.
Słuchałem w sieci rekolekcji o. Adama Szustaka OP (nie zdarza się to często) o rozeznawaniu powołania. Były one oparte o fragment Ewangelii, gdzie opisano wejście Jezusa do świątyni... ale co to ma do powołania? Otóż wiele... często nasze serca są taką świątynią, Pan Jezus idzie przez środek, a tam wszystko lata, jak te kozły, barany, gołębie itp. ... i następuje spotkanie. Trzeba pragnąć tego spotkania, uporządkowania serca przez Pana. On czeka, by dać Ci biały kamyk (por. Ap), nie zasypuj go prośbami lub płytkimi pragnieniami. Daj Mu serce do zarządzania.
Na koniec przypominam sobie słowa, dzięki którym rozumiem sens wzrostu ziarna słowa Bożego w moim sercu: Dlatego też staramy się Jemu podobać, czy to gdy z Nim, czy gdy z daleka od Niego jesteśmy. Wszyscy bowiem musimy stanąć przed trybunałem Chrystusa, aby każdy otrzymał zapłatę za uczynki dokonane w ciele, złe lub dobre. 
2 Kor 5, 9-10

Pokój i Dobro! 

czwartek, 7 czerwca 2018

Procesja Eucharystyczna, czyli spacer z Bogiem


Koniec Mszy świętej, kapłan przynosi Najświętszy Sakrament i wystawia Go w monstrancji, rozbrzmiewają dzwonki, pod baldachimem idzie kapłan niosąc Pana Jezusa, Żywy Chleb w złotej monstrancji. Słychać m.in. takie słowa pieśni:

Zróbcie Mu miejsce, Pan idzie z nieba 
pod przymiotami ukryty chleba. 
Zagrody nasze widzieć przychodzi 
i jak się Jego dzieciom powodzi 

lub:

Bądźże pozdrowiona, Hostio żywa, 
w której Jezus Chrystus, bóstwo ukrywa. 
Witaj, Jezu, Synu Maryi, Tyś jest Bóg Prawdziwy w Świętej Hostyi

Dziewczynki sypiące kwiaty, dym kadzidła, dziś dodatkowo dźwięk dzwonów na przemian z pieśniami. Procesja Eucharystyczna. Wyznanie naszej wiary, ukazanie światu Boga Żywego, dla mnie dodatkowo spacer z Bogiem. To kolejna okazja, abym sobie uświadomił, że codziennie mogę brać Ten Chleb, że On na mnie czeka.

Jak mówią słowa jednej z wyżej wymienionych pieśni:

On Twoim Ojcem, On przyjacielem.

Nie bój się. Porozmawiaj z Nim. Dziś dany jest nam piękny fragment Ewangelii - Jezus wskazuje na największe przykazania - miłości. Kochajmy Boga całymi sobą ale i bliźnich naszych. Dziękuję Mu dziś za jeszcze jeden spacer, kiedy mogłem porozmawiać przez telefon z przyjacielem. Pan Bóg łączy ludzi. Muszę pamiętać też o tych, z którymi kontakt nie jest łatwy. Z takich spacerów czerpię siły.

Święty Franciszek w Napomnieniach pisze:
Codziennie przychodzi do nas w pokornej postaci. Co dzień zstępuje z łona Ojca na ołtarz w rękach kapłana. I jak się ukazał świętym apostołom w rzeczywistym ciele, tak i teraz ukazuje się nam w świętym Chlebie.  

środa, 6 czerwca 2018

Drzwi i serce.

 

Problemem współczesnego człowieka jest często zawirowanie, kiedy nie może (albo i nie chce) złapać zakrętu. Ostatnio się o tym przekonuję. Praca, gdzie często człowiek może się rozstroić pokazuje mi, jak niewiele trzeba do pogubienia się, tak dziś powszechnego. Jak instrument potrzebuje nastrojenia - tak samo człowiek, potrzebuje czasu na nastrojenie siebie. Musi też wiedzieć, dlaczego i komu będzie grać. Czy fałszywymi dźwiękami nie będzie sprawiać przykrości swemu Stwórcy, czy może pragnie uwielbiać Go piękną, choć czasem smutną melodią... 

Mamy czerwiec, odmawia się litanię do Serca Pana Jezusa. Przyznam się bez bicia, że jeszcze nie byłem na nabożeństwie czerwcowym. Jednak dziś wstąpiłem do pewnego kościoła, w którym przesłużyłem trochę czasu w życiu, aby odmówić powoli w/w litanię... Zwróciłem uwagę na poszczególne wezwania, jak np. "Serce Jezusa - przybytku Najwyższego"; "... cierpliwe i wielkiego miłosierdzia" i zdałem sobie sprawę, że moje serce ma być na wzór tego Serca, bo przecież po Komunii świętej noszę w sobie Najwyższego, powinienem uczyć się od tego Serca cierpliwości i miłosierdzia - dla siebie i swoich bliźnich.

Rozmyślania te jednak nie znalazły kresu. Dzisiaj w ciągu dnia stwierdziłem: "jestem w czarnej d**ie" zapominając, Komu zawierzyłem, Kto na mnie popatrzył. Przypomniałem sobie jak na początku maja uchwyciłem w bazylice leżajskiej światło, które wpada przez drzwi. 

Nie wolno mi tracić tego światła, nie wolno mi trzaskać otwartymi dla mnie drzwiami. I tego się trzymajmy.

niedziela, 3 czerwca 2018

Wyciągnąć rękę...



   Dzisiejsza Ewangelia kieruje nasze myśli na Dzień Pański, czyli niedzielę. W dzisiejszym świecie nie brak również faryzeuszy, którzy czy to przez zakaz handlu (w "wolnym" kraju), czy przez zwracanie nam uwagi, kiedy w niedziele wybieramy się na wycieczkę, mały wyjazd, na kwestie logistyczne - no bo jak - niedziela, a Ty chcesz jechać tak daleko, zatankować, kupić coś do jedzenia? Nie dajmy się zwariować. Powtórzmy za Jezusem: "Szabat jest ustanowiony dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu." (Mk 2,27)
   Jednakowo ważnym elementem tego fragmentu Ewangelii jest uzdrowienie człowieka z bezwładną ręką. Na nim zatrzymuję się dziś szczególnie. Jezus pomimo czynionych Mu uwag, uzdrawia tego człowieka, stawia go pośrodku synagogi, poleca wyjść na środek (Mk 3,3) i mówi mu: "Wyciągnij rękę" (Mk 3, 5). W ten sposób Jezus przywrócił temu człowiekowi sprawność ręki.
  Czy to nie jest obraz każdego z nas? Czyż nie wyciągamy ręki, aby uwielbić naszego Pana? Jesteśmy wyzwoleni "ręką mocną i wyciągniętym ramieniem" na drzewie krzyża... Dziś czytając książkę "Ojciec ubogich" o świętym Wincentym a Paulo napotkałem się na fragment, kiedy to główny bohater dyskutował z pewnym kapłanem, doktorem teologii, który przeżywał noc duszy, kompletny brak Bożego światła. Pomimo tego, że odprawiał Mszę świętą, odmawiał brewiarz, to przyznał, że modli się tylko ustami. Ks. Wincenty polecił mu, aby zaprzestał tych praktyk, żeby czekał na Boże światło zapewniając mu pamięć modlitewną ze swojej strony:
- A więc mam nic nie robić?
- Powiedziałem ci, że musisz czekać! 
- Nie wzbudzać w sobie aktów wiary?
- Nie! Albo raczej, gdy będziesz przechodził przed kościołem, wyciągnij rękę w stronę tabernakulum.
to wystarczy!
-Może ma ksiądz rację - rzekł teolog po długim milczeniu. - Zrobię co mi radzisz

Dziś mam okazję zastanowić się po co wyciągam swoje ręce? W jakim celu? 
Bardzo mnie zaciekawiło zalecenie świętego Wincentego do tego kapłana. To wystarczy! W każdej trudności, bo Bóg nie oczekuje od nas zbyt wiele, nie czeka, aż przewertuję całe Pismo, całe księgi, zwłaszcza, kiedy wołam do Niego w niedoli. Kapłan przed przeistoczeniem wyciąga ręce nad darami -hostią i kielichem z winem - aby ściągnąć moc Ducha Świętego, aby przemienił je w Ciało i Krew Chrystusa. Pan jest blisko, czeka na twoją rękę! 





                                                                                                                                                
Pragnę, abyś tu na ziemi będąc jeszcze, osiągnęła próg, za którym jestem odkryty i czekam na ciebie. Trwaj w ciszy wtulona we Mnie i nie spiesz się, by Mnie ujrzeć
Pan Jezus do Alicji Lenczewskiej, 8.03.2008

środa, 23 maja 2018

Wysłuchaj mnie, proszę... czyli z notatnika książkomaniaka

Kiedy tracisz wszystko, to nic, kiedy tracisz nadzieję, to wszystko

To hasło przewodnie i myśl tej książki. Powracam do niej po trzech miesiącach, a to co mi zostało do przeczytania - wchłaniam w tydzień. Niezwykła opowieść o trudnej miłości, problemach osobistych, cierpieniu, śmiem twierdzić - powołaniu, radości i szczęściu. Książka Pawła Cwynara Wysłuchaj mnie, proszę, o której Wam już kiedyś wspominałem.
   Kiedy zaczniemy czytać, zauważymy, że książka nie jest podzielona na rozdziały. To dodaje jej jeszcze więcej tajemniczości, pomaga czytelnikowi w skupieniu się na akcji, sensie powieści.
Mówiąc ogólnie; akcja powieści toczy się we Wrocławiu, głównym bohaterem jest Szymon Wysocki - młody, ułożony chłopak, wychowywany przez babcię Janinę, z którą mieszka. Babcia jest pobożną, mądrą kobietą, która stawia Pana Boga i wartości na pierwszym miejscu. W sąsiedztwie ma bratnią duszę, Olę - była dla niego jak siostra, razem się wychowywali na jednym podwórku, w jednej parafii. Ola jest inteligentną, podobnie jak Szymon pobożną dziewczyną, jednak jej rodzeństwo (trójka braci) stanowi przeciwieństwo - niesforni, skłonni do bójek i niecnych planów, naśmiewający się z Szymka. Wszystko jednak zmienia się pod wpływem jednego wydarzenia, jaki miał miejsce na torach kolejowych nieopodal kamienicy. Pani Wanda, matka Oli, Janka, Romka i Rysia, niefortunnie postawiwszy nogę na torach została przyczepiona przez pasek od buta, kiedy pociąg był coraz bliżej. Napięcie, które rosło wśród otoczenia nie zniechęciło Szymona do pomocy - w ostatnim momencie udało mu się wyrwać sąsiadkę spod pociągu. Oboje spadają pod nasyp, jednak kończy się na siniakach, U Szymka jednak pojawia się ból łydki. Razem z Olą udają się na badania. Szymon musi zostać w szpitalu na rozpoznaniu. Spędza tam kilka tygodni, a Ola zagląda do babci Szymona, pomaga jej. Poznaje różnych ludzi, którzy są nieszczęśliwi i uciekają w dawne nawyki (p. Włodek i jego "detektywistyczne" zbieractwo, śledzenie osób), poddają się beznadziei lub jak Andrzej - facet po mocnych przejściach ze światem przestępstw, po spotkaniu z Żywym Chrystusem w Kościele, daje świadectwo nadziei, wiary i pokory - rozmawia z Szymkiem, jakby znał go od urodzenia, daje mu cenne rady duchowe, obaj darzą się zaufaniem, radością i wsparciem. Po wyjściu Andrzej utrzymuje z chłopakiem kontakt listowny - w świecie daje świadectwo w kościołach o tym, że można spotkać Boga w najmniej oczekiwanym momencie.

   Ola dba o swojego przyjaciela, przynosząc mu ciasto babci, rozmawiając z nim. Szymon ma też jednego zwariowanego pacjenta na sali, który prosi o pomoc w poderwaniu dziewczyny z innego oddziału. Szymon oczywiście odmawia, gdyż to wbrew jego wartościom, jednak pomaga pisać liściki w imieniu znajomego z sali, w swoim eleganckim i prostym stylu. Zwariowany pacjent ma już niedługo wyjść, Szymon wyjaśnia spotkanej Żanecie (bo tak jej na imię) przy donicy gdzie składał listy o co chodzi. Ta jednak się obrusza. Po jakimś czasie znów za pomocą pana Włodka nawiązuje kontakt z Żanetą, rozmawiają po nocach w umywalni na jej oddziale, on stara się ją pocieszyć, pouczyć. Żaneta jest jego przeciwieństwem, a te ponoć się przyciągają. Szymon się zakochuje, jej stan się pogarsza... Szymon udaje się do kaplicy prosząc Boga o uzdrowienie dziewczyny kosztem swojego zdrowia. Nie mija dwa tygodnie, stan nogi Szymona się pogarsza. Lekarz stwierdza nowotwór. Chłopak się nie poddaje, nie wyrzuca Panu Bogu żalu, jest wytrwały, co nie oznacza, że nie płacze.
Z Żanetą coraz lepiej, znów zamierza robić karierę modelki, zakochana w Szymonie, planuje po jego wyjściu wspólne mieszkanie. Szymon jej wyjaśnia, że to wbrew jego wierze. Dziewczyna nie szanuje jego stanowiska. Wychodzi ze szpitala, nie dziękując Panu Bogu za uzdrowienie. Szymka odwiedza Andrzej i uświadamia chłopakowi, że dziewczyna z onkologii nie była jego warta, zniszczyłaby mu życie swoją niedojrzałością.

Szymon prosi Olę o kontakt z księdzem.
Jego stan się pogarsza, miewa koszmary, gdzie demon grozi mu śmiercią, jeśli jej nie zostawi mu (chodzi o duszę Żanety). Ta jednak zrywa z nim.
Kapłan udziela mu rady w walce z chorobą, dodaje otuchy, słucha spowiedzi Szymona, udziela rozgrzeszenia, przynosi mu Najświętszy Sakrament. Stan Szymona się poprawia, jednak nie na długo. Gorączkuje. Jest diagnoza - od kolana w dół koniecznie trzeba amputować nogę. Szymon czuje się naprawdę przytłoczony jednak ufa Bogu. Może liczyć na wsparcie Oli. Jednak ta jeszcze nie powiedziała mu o śmierci Babci Janiny. Nie pozostaje już jej inne wyjście, bo przecież idzie do szpitala z ciastem do swego przyjaciela... Szymon naprawdę czuje się rozbity, płacze, jednak Ola jest przy nim. Wyjaśniają sobie całą prawdę, kochają się. Szymona ogarnia radość, śmieje się na głos tuląc Olę, że nie zostanie sam. W zapiskach babci, które zabrała Ola, znajduje słowa o ziemi po dziadku, które babcia im daje i błogosławi ich drodze życia - Babcia traktowała ich jak swoje dzieci i była pewna, że razem ułożą sobie życie.




W czytaniu tej powieści towarzyszyły mi radość, smutek, łzy wzruszenia, zastanowienie się nad samym sobą. Podziwiam miłość Oli i Szymka, walkę o to, by mogli się złączyć. Ubolewam nad postacią Żanety, że nie potrafiła w życiu odnaleźć sensu, że zapełniała swoją pustkę ułudą, że była niestabilna.
Postać babci Szymona jest mi nieco znana z życia. Prawie jak on miałem w życiu czas mieszkania z Babcią, która podobnie pomogła mi w utrzymaniu się na drodze do świętości.
Postać kapłana, który odwiedzał i z chęcią pochylał się nad Szymonem bardzo mnie zatrzymała - szczupły, siwiejący, po trzydziestce, w połatanej sutannie, dźwigający trudy innych, posługujący sakramentalnie, udzielający rad. Widzę w tej skromnej postaci siebie, trochę podzielam Szymona. Jednak czytając słowa księdza do Szymona jest takie drgnienie serca - to chyba to, tak mam żyć!
Powieść mówi sporo o cierpieniu, jego przeżywaniu, o tym, że Bóg jest, że spowiedź i Eucharystia dają życie, o tym, że pewne osoby są darem z nieba, jak np. Babcia, Ola, Andrzej czy kapłan szpitalny, a inne są próbą, przez które trzeba mądrze przejść...

Oto pewien cytat, który mnie zatrzymał i położył (w pozytywnym sensie)




oraz:


Zatem Kochani! Całym sercem polecam Wam przeczytać tę książkę. Ostatnio przeszła zmianę jej okładka (teraz jest na niej motyl). Gdzie można kupić? Na Facebooku, przez stronę Wysłuchaj mnie, proszę, w empiku przez internet (chyba) i już wkrótce na poczcie. 

Zostawiam Was z tymi tekstami, trzymajcie się, Pokój i Dobro! 

niedziela, 20 maja 2018

Kolejna rocznica


"Niech jedynym naszym skarbem będzie Bóg, niech nasze serce będzie w całości skierowane ku Bogu, całe w Bogu, całe dla Boga ..., dla Niego samego.  Bądźmy wyzuci ze wszystkiego, wszystkiego, wszelkiego stworzenia, wyzbyci nawet dóbr duchowych, nawet łask Bożych, opróżnieni ze wszystkiego ..., by móc być całkowicie pełnymi Boga (...) On ma prawo do wszystkiego, do całego naszego serca: zachowajmy je całe, w całości dla Niego samego "
( Mały Brat Jezusa 89 )
Bł. Karol de Foucald 

   Minęło 11 lat od tego najpiękniejszego momentu, kiedy po raz pierwszy przyjąłem Pana Jezusa w Eucharystii do swojego serca. 
   Patrząc na fotografie z tamtego dnia kłębi się we mnie tyle myśli. Jak wyglądałem wtedy, jakoś lepiej (jak to mówią, trzeba się czuć zawsze młodo) i tęsknię za tamtą dziecięcą świeżością, radością i drżeniem przed Panem mojego życia. Przedstawiam Mu także tych którzy ze mną Go przyjęli. Serdecznie ich wspominam. Szczególnie ś. p. Księdza Józefa, który nas przygotowywał do spotkania z Nim. Tak bardzo chciałbym mu powiedzieć, że trwam z Jezusem, że chcę, aby mnie prowadził... 
   Myślę, ile razy zawiodłem, zdradziłem tę Miłość. Myślę też o tych pięknych momentach, takim jak teraz, kiedy uświadamiam sobie, że przed nami jeszcze tyle lat. Miłość owocuje, umacnia się w trudzie drogi jaką otrzymałem. Byle bym nie zostawił Go nigdy.
   Na koniec zobaczyłem w jednym z albumów postanowienie i refleksję z dnia I Komunii... taka bardzo prywatna, która trwa do dziś. Dziękuję Jezusowi za te 11 lat i zachęcam Was do przypomnienia sobie dnia I Komunii Świętej, do pielęgnowania relacji miłosnej między tobą a Jezusem, do jej odnowy. 

niedziela, 13 maja 2018

Popatrz w niebo


   7 Niedziela Wielkanocna - Niedziela Wniebowstąpienia Pańskiego. W opisie tego wydarzenia w Dziejach Apostolskich słyszymy, jak uczniowie uporczywie wpatrują się w niebo, jak Pan wstępuje do nieba   (Dz 11,10). I nam dziś trzeba zatrzymać się nie tyle nad tym wydarzeniem, co nad modlitewnym wniesieniem głowy i rąk w stronę nieba. Jak mówi pewna piosenka: w huku wielkich spraw, w odgłosach miast, czasem popatrz w niebo. 
   Jak pisze dziś br. Idzi w rozważaniu na niedzielę: Bóg pozostawia też znak Swojej troski we mnie, w moim sercu, w moich talentach, zdolnościach, predyspozycjach. Ja jako chrześcijanin jestem zdolny do rzeczy wielkich. Nie mogę się ograniczać tylko do tego, co konieczne i łatwe. Muszę robić wszystko, co potrafię (a nawet i więcej - przekraczać siebie), aby rozprzestrzeniać wieść o Bożej Miłości. Właśnie. Uwielbienie Boga za talenty, jakie mi dał, za życie, za błękit nieba i za całe piękno stworzenia.
Jednak należy pamiętać, żeby nie porzucić wszystkich obowiązków, zadań, albo i nawet codzienności:
Nie stójcie i nie wpatrujcie się w niebo, ale idźcie i nauczajcie wszystkie narody. Idźcie i nauczajcie.
   Jeśli zaś chodzi o głoszenie Ewangelii, o tym wszystkim o czym mówi dziś Mistrz Jezus do uczniów przed wniebowstąpieniem (Mk 16, 15-18) wołam dziś do Niego za świętym Franciszkiem: 

 O Panie, uczyń mnie narzędziem Twojego pokoju! 

czwartek, 10 maja 2018

On i ja. Ty jesteś

"Żyj swoją chwilą obecną. Przyszłość należy do Mnie. Złóż wszystko w moje przebite ręce, w moje ręce Oblubieńca". "On i ja"Gabriela Bossis



   Ten cytat wyraża nieustanne zapewnienie z ust Bożych dla mnie. Nie przeczytałem tej książki, taki cytat zamieściła jedna znajoma na Facebooku. Nie tak dawno, pomimo upływającego tygodnia już czasu, odbyłem rekolekcje, na których oprócz rozeznawania i potwierdzania decyzji życiowych mogłem zacieśnić moją przyjaźń z Jezusem. Dziś wieczorem znalazłem w parku jakiś zwalone drzewo, obumarłe. Jednak nikomu zabieganemu w tym świecie nie przyszłoby do głowy że właśnie na nim narodziło się tyle myśli. Obrazowo rzec można, iż posłużył mi on za stalle, te z rekolekcji, ogromne, barokowe, rzeźbione w drewnie przez zakonników.
   Święty Franciszek napisał takie piękne słowa zatytułowane "Uwielbienie Boga Najwyższego". Uwielbiam Jezusa tymi słowami tak, aby stanowiły obraz mnie przed Nim. Oto i one.

Ty jesteś Święty Pan Bóg jedyny, który czynisz cuda.
Dziękuję, żeś mnie cudownie stworzył, że działasz niemożliwe dla mnie, z miłości.
Ty jesteś mocny, 
Ja jestem słaby, ale Ty mnie umacniasz.
Ty jesteś najwyższy, 
jestem mały, i chcę być mniejszy
Ty jesteś Królem wszechmogącym, 
Ojcze Święty, Królu nieba i ziemi.
Króluj we mnie, w każdej mojej decyzji, dziękuję Ci za wszystkie stworzenia, które z miłości stworzyłeś i przeznaczyłeś dla mnie. 
Ty jesteś w Trójcy jedyny
Pan Bóg nad bogami. 
Pomimo tego zdarzyło się że pociągali mnie "bogowie" pod nazwą różnych grzechów
Ty jesteś dobro, wszelkie dobro, najwyższe dobro,
Pan Bóg żywy i prawdziwy
Pomimo tego szukałem poza Tobą "dóbr", nie doceniałem Twoich działań
Ty jesteś miłością, kochaniem
I pragnę Cię coraz bardziej kochać, pomimo tego wciąż za mało Cię kocham.
Myślę, że już kocham więcej, że mam Ciebie,
wtem tracę po kawałku. Nie pozwalaj mi na to. 
Ty jesteś mądrością,
jestem głupi, jeśli nie trwam w Tobie 
Ty jesteś pokorą, 
uczyń mnie pokornym, 
Ty jesteś cierpliwością,
naucz mnie jej,
Ty jesteś pięknością,
mi zdarza się popaść w brzydotę grzechu,
nie dozwól mi tracić Twego piękna we mnie, 
Ty jesteś łaskawością, 
nie pozwól mi gardzić bliźnimi,
Ty jesteś bezpieczeństwem, 
najlepiej czuję się w Twoich rękach,
Ty jesteś ukojeniem,
znasz mnie całego, wszystko ci powierzam,
Ty jesteś radością, 
Ty jesteś nadzieją naszą i weselem,
Raduję się z przebywania z Tobą i przy Tobie,
Ty jesteś sprawiedliwością,
Ty jesteś łagodnością,
Zawsze mogę liczyć na Ciebie w moich problemach i trudnościach,
Twój łagodny głos i obecność nic mi nie może zastąpić
Ty jesteś w pełni wszelkim bogactwem naszym,
dlatego chcę być ubogi, żyć Twoją wolą,
Ty jesteś opiekunem, 
Ty jesteś stróżem i obrońcą naszym,
pomimo, że wyrywam się z Twoich objęć, że nie umiem jeszcze
doskonale Cię objąć, Ty czuwasz ciągle i czekasz
Ty jesteś mocą,
w Tobie moja moc, bez niej umieram, bez niej nie ma nas
Ty jesteś wiarą naszą,
nie dopuszczaj na mnie zwątpień,
wolę cierpieć niż zwątpić,
Ty jesteś miłością naszą,
Ty jesteś miłością moją, niech miłość moja ku Tobie stale wzrasta,
pomimo, że przyjdzie oschłość,
owocowanie musi być odczuwalne
Ty jesteś całą słodyczą naszą, 
słodko jest trwać w Tobie,
Ty jesteś wiecznym życiem naszym,
Wielkim i przedziwnym Panem,
Bogiem wszechmogącym, miłosiernym Zbawicielem.


On i ja. Warto się z Nim zaprzyjaźnić

Myślę o założeniu strony bloga na Facebooku. Odnalazłem stronę bardzo inspirującego bloga o miłości na linii Bóg - człowiek. Myślę, że warto go polecić: Mówię Tak
Do następnego! 

niedziela, 22 kwietnia 2018

Z Dobrym Pasterzem nie zginiesz! J 10,9-18


Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz poświęca swoje życie za owce. J 10.11

   Dzisiejsza niedziela, zwana Niedzielą Dobrego Pasterza, otwiera Tydzień Modlitw o Powołania. Czuję, że to moje święto. Święto tego bloga, który stara się być pomocą dla wszystkich i jednocześnie wołaniem o dobrych pasterzy na wzór Najlepszego. 
   Wczoraj znów wędrując Duch Święty poukładał we mnie kilka myśli, które można zobaczyć tutaj, w Małym Vlogu 06 
    Polecam jednak bardziej rozważanie o.Tomasza STrawa Słowa

   Rozważając dzisiejszą Ewangelię, przypomniałem sobie o słowach: Posiadam jeszcze inne owce, które wprawdzie nie są z tej zagrody, lecz trzeba, abym je przyprowadził. 
To inni chrześcijanie, inni ludzie...
Jednak w polskiej rzeczywistości można się zasiedzieć... to naturalne, jeśli większość życia spędzi się w lokalnej społeczności. Pamiętam scenę z Sami Swoi, kiedy Kazimierz Pawlak wchodzi do kaplicy na statku i widząc czarnoskórego księdza w ornacie przestraszył się: Ksiądz murzyn... koniec świata! 
Rozważając dzisiejsze Słowo przypomniało mi się spotkanie z lutego b. r. w Krakowie-Łagiewnikach. Wchodząc z chłopakami i ojcami do jednej z kaplic w dolnym kościele, zobaczyliśmy że przy ołtarzu w innej kaplicy stoi ciemnoskóry, niski kapłan. Dla  jednych był to powód do śmiechu, inni się nawet nie zdziwili, inni myśleli, skąd się tu wziął. Przykro mi się zrobiło... że myślenie polskie bywa takie ciasne, pomimo pobożnych praktyk. 
Po Koronce do Miłosierdzia Bożego i zwiedzaniu wszedłem do księgarni sanktuarium. Spotkałem nieopodal przeglądającego książki i pamiątki wyżej wspomnianego księdza. Wiedząc, że moja znajomość angielskiego jest marna, ale podstawy znam, zapytałem go skąd jest. Odpowiedział, że z Argentyny. Pożyczyłem mu Bożego błogosławieństwa i wyszedłem z moimi zakupami. Jednak wracając usłyszałem za sobą wołanie: money, money! To ksiądz Argentyńczyk, zawołał mnie, bo z tego wszystkiego nie zabrałem reszty. 
Zobaczcie! Katolicki ksiądz z drugiego końca świata, jeden Pasterz, jedna wiara, jedna Miłosierna Miłość... bądźmy ponad schematami i tym co zewnętrzne. 

Pamiętajcie o powołanych, i tych, którzy słyszą głos Pójdź za Mną!...