poniedziałek, 9 kwietnia 2018

Do kolegów tradsów słów kilka



   Wielu zna mnie lub kojarzy jako tzw. tradsa, człowieka, który angażuje się w sprawy tradycyjnej liturgii i tylko właściwie ją chciałby w swoim kościele. Niestety, mój tradycjonalizm jest domorosły (jak to powiedział kiedyś pokorny kapłan sprawujący Mszę w KRR z Diecezji Sandomierskiej), nie sypię przepisami Ceremoniale czy Rubrycel. Jak dobrze wiecie, kiedy pierwszy zapał mija, kiedy człowiek dorasta, dojrzewa do pewnych rzeczy i widzi z daleka swoje błędy. Już nie skupia się na tym, czy ksiądz z parafii ma koronkową albę i na ile centymetrów robi znak krzyża.W tym wpisie pragnę udzielić kilka wskazówek ludziom, szczególnie młodym Tradycji Liturgicznej, nie mam zamiaru krytykować w/w środowisk, ale po bratersku podzielić się swoim spostrzeżeniem i zwrócić uwagę na sprawy istotne. A zatem, zapnijcie pasy.
   Długo trzeba byłoby opisywać moje dzieje w tradi świecie. Niestety, albo i stety, czas poznawania tajemnic Tradycyjnej Mszy Świętej przypadł na okres dojrzewania. I tyle słowa wstępu. Do dziś bardzo cenię sobie (z właściwym na swój wiek podejściem do sprawy) liturgię sprzed Soboru Watykańskiego II. Rzeczywiście, ona ubogaca naszą wiarę w dzisiejszym świecie. Zachwyca nie tyle pięknem formy co treścią i mocnym nawiązaniem do ogólnej Tradycji Kościoła. Absolutną rację miał Umiłowany Ojciec Święty, Benedykt XVI, wydając list Summorum Pontificum pozwalając na odprawianie Mszy w Klasycznym Rycie Rzymskim wszystkim kapłanom obrządku rzymskiego. W tym liście wyraża swoje głębokie pragnienie, aby Msza w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego - jak sam to określił - była sprawowana w miarę możliwości w każdej parafii raz w tygodniu.
   Ad rem. Ostatnimi czasy bardzo mnie denerwuje podejście wielu osób związanych z tradycyjną liturgią. Bo tak naprawdę trzeba by wspomnieć, że właśnie przez osoby mocno związane z Tradycją Liturgiczną, dopuszczałem się wielu błędów w swoim myśleniu, zachowaniu, wiele z tych osób bardzo mnie zraniło, co im przebaczam. Niestety taka właśnie osoba działa na niekorzyść moich znajomych, jest podobno kapłanem, nie wiadomo nam w jakiej diecezji i tak naprawdę gdzie, bo jej działalność opiera się na trollingu i poniewieraniu innymi przez społecznościowe media. Ze spraw bieżących: nie wiem co może dać użalanie się nad błędami, nadużyciami, często właśnie tymi małymi (bo takie wielkie nadużycia to temat na osobny artykuł) w mediach, grupkach... co może dać obrażanie się? Co może przynieść hejt na kapłana za brak koronki, za ciągłe używanie II ME, za działalność poprzez dobrze przygotowaną modlitwę o uzdrowienie? NIC. Niestety trzeba zauważyć swoje wady, błędy, grzechy.
   Pamiętam dobrze, kiedy czytając o zmianach w liturgii po ostatnim soborze bardzo mnie smuciły i buntowały wynaturzenia liturgiczne, tańce na liturgii (o zgrozo), próba konsekracji wafla i wina w kieliszku (o zgrozo do potęgi), inby u łódzkich jezuitów, sztuczne paschały i wiele wiele innych, czy ostatnio bodajże w Brazylii, procesja z latającą na dronie monstrancją z Najświętszym Sakramentem... tak! Trzeba robić wszystko co w naszej mocy, w zależności na jakim stopniu stoimy, aby pozbyć się takich incydentów. Zacznijmy od modlitwy i wyrzeczeń. Wiem ile można sobie zaszkodzić apelami o "walce" przeciw temu w mediach społecznościowych. Ile osób można skłócić, ile krzywd narobić.
Wczoraj słuchałem krótkiego podzielenia się Słowem Bożym znajomego kapłana zakonnika. Przewijam dalej Facebooka, a tam jakiś post z pewnej grupy dotyczący stroju kanonika, czy coś w tym stylu. W każdym razie dyskusja o szczegół! Albo niestety oranie się samych w komentarzach...
   Krytyka niczego nie zmieni. Chociaż tu trzeba przyznać rację, że w dzisiejszej liturgii przydałoby się więcej staranności, poliestrowe peleryny można byłoby zastąpić skromnymi, albo zdobnymi z niezłego materiału ornatami.Mamy w wielu naszych zakrystiach w dobrym stanie stare ornaty. Czemu by nie? Podnieść także wypadałoby poziom muzyki liturgicznej i zawsze pilnować, aby liturgia była zawsze 1) solidnie przygotowana 2)solidnie odprawiona (jest coś takiego jak OWMR) 3)solidnie przeżyta. Bo liturgię się odprawia, ale i przeżyć trzeba.
   Podsumowując - skupiajmy się na istocie liturgii, jaką jest Chrystus, bo to On jest Słowem Wcielonym. Czas zapytać czy nie zagubiłem Go z oczu i z serca. Czy nie uciekam w walkę o szaty i liturgię przed swoimi ciężkimi grzechami... czy ważniejsze będą skarpetki dominikanów na ślubach od intencji, z jaką składają śluby? Ku refleksji. Nie szukajmy dziury w całym, ale też nie powiększajmy przepaści. Pozdrawiam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz